Coraz więcej wypadków rowerowych w Beskidach. Brawura czy złe przygotowanie tras?

Statystyki mówią jasno- coraz więcej wypadków w Beskidach, w których biorą udział rowerzyści górscy. Jeszcze siedem lat temu ratownicy GOPR mieli 20 wezwań od wypadków z ich udziałem. W ubiegłym, już 200. Dlatego też ratownicy dostali nowy sprzęt ułatwiający dotarcie do poszkodowanych.

Brak doświadczenia

Niestety, wraz ze wzrostem popularności rowerów górskich, w tym w wydaniu elektrycznym, coraz więcej osób decyduje się na taką wyprawę. Często nie mają ani odpowiedniego ekwipunku, ani też doświadczenia które jest niezbędne na wymagających trasach, szczególnie tych dzikich. Pocieszające jest jednak, że nie ma zbyt dużo zgłoszeń dotyczących jednocześnie pieszych i rowerzystów. Mimo że te dwie grupy się wzajemnie nie znoszą, to jednak najwyraźniej starają się nie wchodzić sobie w drogę by zachować maksimum bezpieczeństwa.

Czarne punkty

Naczelnik beskidzkiej grupy GOPR wskazuje kilka miejsc, gdzie wypadków z udziałem rowerzystów uprawiających turystykę górską jest najwięcej. Niechlubne zestawienie otwierają rejony Szyndzielni, Koziej Góry, Małego skrzycznego, Kołowrotu i Żar. Jak podkreśla, trasy są tam regularnie serwisowane a wszystkie nieprawidłowości od razu naprawiane. Wszyscy zdają sobie sprawę z faktu, że każde niedopatrzenie może kosztować kogoś życie i zdrowie.

Beskidy to również wiele dzikich tras, które oficjalnie nie są pod niczyją opieką. Jadąc takimi ścieżkami, w większym stopniu możemy się narazić na potencjalny wypadek. A jak pokazują statystyki, o taki nietrudno. Rzecz jasna, szlaki są odpowiednio oznaczone, tak jak ma to miejsce w rejonie Magury Wilkowickiej. Jednak nikt nie przeprowadza tam działań serwisowych.

Nowy sprzęt GOPR

Quad kosztował ponad 90 000zł. Nie byłaby możliwość jego zakupienia, gdyby nie dotacja z Urzędu Miasta w Bielsku-Białej. Póki co, nowy sprzęt będzie używany przez ratowników w okolicy Klimczoka. Przede wszystkim ma pomóc w zabezpieczeniu rejonów Szyndzielni, Koziej Góry i Klimczoka. Wcześniej bywało i tak, że ratownicy razem z poszkodowanym musieli targać rower. Dla niewtajemniczonych, potrafi on kosztować kilkadziesiąt tysięcy złotych. Teraz to właśnie quad zajmie się nie tylko przewiezieniem rowerzysty, ale i jego jednośladu.